czwartek, 23 maja 2013

Naturalna zawiść.

Przeraziła mnie wczoraj sytuacja jaka zaistniała wobec tekstu Sandry Borowieckiej w "Wysokich Obcasach".
Choć nie, bardziej przeraziły mnie komentarze. Przejrzałam ich trochę i naprawdę zdecydowana większość uważa, że 24-letnia osoba sobie za dużo wyobraża, chcąc zarabiać więcej niż 1200 zł brutto.

Nie uważam, że w życiu cokolwiek mi się należy. Nie oczekiwałam nigdy, że po skończeniu szkoły otworzą się przede mną wszystkie wrota świata wysokich zarobków. Ba, ja nawet nie oczekuję wysokich zarobków, które miałyby mi zapewnić dom z basenem i trzy samochody. Mam w życiu inne priorytety i nie chcę zagarniać forsy, byle ją mieć.
I znajdując jedną, drugą czy trzecią pracę godziłam się na pracowanie na pół etatu czy za pensję podstawową. Bo uważałam, że moje umiejętności oraz doświadczenie nie dają na razie szans na nic więcej.

Faktem, który uważam za upokarzający jest to, że w Polsce wielu pracodawców uważa, że umowa o pracę i 1200 brutto to ogromna łaska i że młodzi powinni na kolana padać przed takimi szansami. I zamieszczają oferty z pracą dla sekretarek, warunek to maximum 18 lat i 10 lat doświadczenia. Takie kwiatki zdarzało mi się znaleźć. 
I nie wiem, czy jest to żart czy jakaś tragikomedia, że praca staje się dla ludzi powodem do frustracji, że sięgają się każdego możliwego zajęcia, byle móc zarobić na mieszkanie i jedzenie. Bo taka pensja nie starcza nawet na odłożenie pieniędzy. Często nawet musimy korzystać z pomocy rodziców, co też nie jest zadowalające.

Być może jesteśmy pokoleniem straconym przez nasze nadzieje na lepszą przyszłość. Być może nie potrafimy doceniać tego co mamy. Ale pędzący dookoła nas świat, gdzie w państwach ościennych mamy przykłady znajomych czy rodzin, które nie wypruwają sobie flaków i żyją godnie sprawia, że mamy swoje aspiracje. 

W mojej opinii pani Borowiecka nie zachowała się z klasą. Świadczy o tym choćby tekst przesłany z błędami ortograficznymi (chyba że to wina znanej i lubianej redakcji GW) lub niegrzeczna odpowiedź na propozycję pana Kurasińskiego. Z jednej strony rozumiem Jej frustrację, bo sama, szukając kolejnej połówki etatu mam dość i myślę tylko o tym, że gdzieś indziej byłoby łatwiej. A przynajmniej taką mam nadzieję. 
Z drugiej strony rozumiem komentujących Jej tekst - nie jest tak że wszystko się nam należy, bo jesteśmy młodzi. 

Przeraża mnie jednak ta ogromna ilość zawiści, jadu, jaki bije z każdej strony w dziewczynę, która odważyła się być głosem swoich rówieśników. I powiedziała głośno, że nie podoba się Jej to, co się tutaj dzieje. I pod tym również ja się podpisuję. 

3 komentarze:

  1. Kurasińskiego :-)

    Zależy, co znaczy "łatwiej". Pracę na zmywaku czy w knajpie przy kelnerowaniu w większości krajów znaleźć jest bardzo łatwo - i mityczne 7 funtów pani Borowieckiej wystarcza na tyle samo na Wyspach co 7 zł u nas.

    Tak naprawdę wszędzie jest problem z bezrobociem, wszędzie jest kryzys, a pracownik wartościowy prędzej czy później zostaje doceniony :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od pucybuta do milionera. Coraz częściej czytam ludzi w Twoim wieku i muszę przyznać, że większość jest nastawiona na "nam się należy". Niestety, ale tak nie jest. Na pewne rzeczy trzeba sobie zapracować. To, że dostajesz najniższą krajową - ciesz się i weź sobie dwa etety. Niektórzy potrafią, zarabiają i żyją dobrze : )
    Nie dostaniemy nic od tak, trzeba ciężko pracować : )

    OdpowiedzUsuń
  3. I tutaj sprawdza się złoty środek - z jednej strony nie można wymagać, że osoby po studiach i bez doświadczenia zawodowego będą zarabiały tyle ile osoby, które ciężko pracują na to latami, a z drugiej strony trzeba się szanować i szukać pracy, w której zarabia się tyle, ile potrzebne do życia. A właśnie jeśli chce się zbijać kokosy to trzeba na to pracować dwa razy więcej :) Nie każdy zostaje milionerem.

    OdpowiedzUsuń

 

Template by BloggerCandy.com