poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Feministki są brzydkie.


26 sierpnia to Światowy Dzień Równości Kobiet. Data przywołująca na myśl znany wszystkim feminizm. Ale czy naprawdę wiemy to co wiemy?

Słysząc "feminizm" wiele osób myśli sobie "walka o prawa wyborcze kobiet". Na lekcjach historii temat ten jest poruszany pobieżnie i nauczyciele chcą wbić uczniom głównie ten aspekt ruchów feministycznych do głowy.

Potem przychodzi na myśl nieogolona pod pachami, obcięta na łyso, w zgrzebnym worku aktywistka, bluzgająca na mężczyzn i twierdząca, że bez nich sobie świetnie radzi. Albo coś w ten deseń.

Pierwsza wizja się już praktycznie zdezaktualizowała w krajach zachodnich - prawa wyborcze posiadamy, nikogo nie dziwi kobieta głosująca. Trudno jest utożsamiać się z sufrażystkami, jeśli mamy pokolenia, dla których wyrażanie własnego zdania przez kobietę jest codziennością.

Same kobiety boją się wizji numer dwa i nie chcą być z taką utożsamiane, z taką co się nie maluje, pluje na sukienki i wysokie obcasy. Stąd reakcje wyśmiewania, stąd społeczna przygana dla kobiety przyznającej się do bycia feministką.

Dlaczego jest to takim wstydem? Tak naprawdę każda pracująca kobieta jest feministką, bo nie degraduje siebie do roli tylko żony i matki, jak dawniej bywało. Samodzielne finansowo kobiety to feministki. Kobiety, które swoim życiem nie potwierdzają trwających kilka wieków stereotypów kobiety.

Ja jestem feministką. Pracuję, uczę się, maluję się, tańczę publicznie, nie obcięłam włosów na krótko, chcę mieć dzieci, uwielbiam gotować i robię wszystkie rzeczy, na które mam ochotę, bo zwyczajnie mogę.

Akcja #jestemjednaznich to uczczenie przez polskie blogerki Światowego Dnia Równości Kobiet, by walczyć z stereotypową wizją feministek. Akcja organizowana przez ich4pory.pl

niedziela, 23 sierpnia 2015

Beleco.

Tak. Mieszkamy razem drugi miesiąc. Sytuacja pracowo-mieszkalna popchnęła nas nieco w tym kierunku, do którego nieuchronnie zmierzaliśmy i który zdążyliśmy przedyskutować.

http://amandafrances.com
Tyle, że myśleliśmy raczej o perspektywie roku, a nie paru miesięcy.

Wiecie jak to jest. Mówi się, że dopiero mieszkanie ze sobą egzaminuje związek. Jest to prawda w stu procentach.
Wiele osób pyta mnie, jak to jest. Kurczę, ciężko łatwo odpowiedzieć na to pytanie.
Z jednej strony, nareszcie nie muszę gór przenosić, by zmieścić w grafiku randkę połączoną z dwugodzinną podróżą w dwie strony do nieodległego od Krakowa miasta. A i K. nie musi kombinować, czy da radę przenocować, czy musi lecieć z powrotem do domu.

A jednak przez większą część tego czasu wspólnego dzielenia przestrzeni się kłóciliśmy. Apogeum absurdu osiągnęliśmy robiąc awanturę o wejście K. w brudnych klapkach do pokoju, podczas gdy on upierał się, że raczej je wniósł pod biurko, niż w nich wszedł.

Ale nie byłabym człowiekiem z zakrętem historycznym, by nie uświadomić sobie, jaką wspaniałą rzeczą jest życie w XXI wieku. Dawniej były mierne szanse na zamieszkanie z sobą przed ślubem, więc para często przeżywała katusze dostosowania się do siebie podczas początków małżeństwa, co nie jest za szczęśliwym wspomnieniem.
Nie ma to jednak samych plusów - przecież przez tą łatwość prześlizgiwania się przez ważne momenty życia często podejmujemy wybory bardzo powierzchowne, bez zastanowienia, z myślą, że przecież zawsze można zerwać i uciec przez drugą osobą na drugi koniec świata.

Pomimo tego, a może właśnie dlatego kłótnie zdarzają się rzadziej, zaczynamy się oswajać i egzystować wspólnie, a nie jak swoje przeciwciała.

Życzę Wam wszystkim przetrwania pierwszego miesiąca i kłótni o beleco.
 

Template by BloggerCandy.com