Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moda. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 sierpnia 2013

Pismaki.

Jestem zwolenniczką postępu praktycznie w każdej dziedzinie życia, jednak boleję nad prognozami zaniku czytania gazet papierowych.
Bo co to za przyjemność, przewijać scrollem ekran i klikać w tytuły artykułów? Ani się wygodnie nie czyta, ani na oczy zdrowe nie jest, a w dodatku wiele wydań prasy codziennej w internecie jest porażką.

Jak byłam mała to czytywałam 13, Filipinkę (stare numery podbierane Siostrze), zdarzyło się czasem i Bravo, bo fajne rzeczy dodawali... Generalnie należę do osób, które czytają co im wpadnie w ręce. I marzyłam wtedy, że kiedyś będę czytać również gazety dla pań (niekoniecznie Panią Domu)

Zawsze jak gdzieś jadę to zaopatruję się w gazety babskie, bo poziom skupienia w pociągu akurat równa się z tym, jaki potrzebny jest na przeczytanie mikro artykułów czy obejrzenie zdjęć. Nieodmiennie mam nadzieję, że coś mi taka gazeta da, że czymś zainspiruje, czegoś się dowiem. Ale kolejne zestawienia mody jesiennej i pokazanie w nich odkrywczego połączenia koronki z skórą nużą mnie i irytują, zamiast dać inspirację. Płonne też okazują się nadzieje na ciekawe felietony czy wywiady z osobami, które nie twierdzą jak ze sztancy, że są szczęśliwe i wcale się nigdy nie odchudzały (choć ich wygląd świadczy o czym innym)

Na niektóre z tych gazet obraziłam się nieodwołalnie, na przykład na Hot, które jest zbiorem nieumiejętnie wyszopowanych zdjęć i kretyńskich podpisów, a całość w cenie 5 zł.
Nadzieję dał mi za to Glamour niedawno powstałym działem pytań do Wolińskiego, który zdobył moje serce opinia na temat szpilek w kolorze nude. Również felietony Prokopa czytam z przyjemnością. Jednak pozostała część jest dla mnie nie do przyjęcia.
Cosmopolitan za to kupuję raz na jakiś czas, wyłącznie dla poprawienia humoru, bo obszerne artykuły z poradami seksualnymi śmieszą do łez.

Kiedyś fajny poziom miały Wysokie Obcasy, teraz jedynie Wysokie Obcasy Extra dają nadzieję na dobre dziennikarstwo i są nieliczną gazetą, którą czytam z przyjemnością.
Przekrój jest dla mnie zbyt wydumany, ale Newsweek jeszcze daje sobie nieźle radę.

Wczoraj też stwierdziłam, że zaryzykuję i zaopatrzę się w polską wersję Harper`s Bazaar. I powiem szczerze, że dla mnie ta gazeta awansowała do numeru jeden. Znalazłam kilkanaście świetnych inspiracji ubraniowych, bardzo dobre wywiady, a całość jest estetyczna graficznie.I mają przegenialne sesje zdjęciowe, słowem... Polecam!

A Wy, jakie gazety lubicie i jakie czytacie z przyjemnością?


wtorek, 14 maja 2013

Must have.

Postanowiłam się podzielić moimi "must have", za którymi obecnie szaleję i w każdym sklepie ich szukam. Z jednej strony dlatego, że może dzięki temu o czymś nie zapomnę, a z drugiej - bo jestem ciekawa, czy znów przewidzę trendy na następne sezony ;-))


1. Bermudy dżinsowe.
Zdjęcie: H&M
Klasyczne, uniwersalne krótkie spodnie, których nie posiadam właściwie od zawsze - dotychczas wolałam chodzić w sukienkach latem, jednak w zeszłym roku doceniłam wygodę posiadania takich.


2. Kardigan.

Zdjęcie: H&M

Koniecznie w kolorze fioletowym i być może również drugi, bardziej neutralny. Swetrów również nie posiadam prawie w ogóle, natomiast tych zapinanych nie mam ani jednej sztuki. Wolę chodzić w marynarkach, ale ostatnio postanowiłam, że powinnam eksperymentować również z fasonami.

3. Zielone kolczyki

Zdjęcie: Pinterest
Będą super wyglądać do kardiganu, jak i do miliona innych rzeczy, które już mam. Jednak po ostatnim przejrzeniu mojej kolekcji kolczyków stwierdziłam, że jedna para w zieleni to zdecydowanie za mało jak na mnie. 

Nadal się trzymam mojego embargo na niebieski, więc powstrzymuję się przed kupowaniem wszystkiego, co chabrowe lub turkusowe. Wymarzyłam sobie również kapelusz i trencz, jednak takich jakie chcę to nigdzie nie ma... Wy też tak macie?


wtorek, 2 kwietnia 2013

Konserwa modowa.


Ostatnio staram się eksperymentować z modą. Mierzę nowe fasony, próbuję odnaleźć się w kolorach, w jakich sądziłam zawsze, że nie jest mi do twarzy. Zaczęłam określać się modowo, nie biegnę bezmyślnie za pastelami, ubierając się w nie od stóp do głów, tylko myślę sobie "Chcę mieć brzoskwiniowy naszyjnik" i zaczynam na taki polować.
Na zakupach spędzam dwa razy więcej czasu bo staram się mierzyć wszystko, co podoba mi się na wieszakach i niestety 3/4 to zupełne niewypały (ostatnio spróbowałam piękną zieloną sukienkę z koronkowym dekoltem, aż się roześmiałam jak zobaczyłam ją na sobie), jednak dzięki temu koryguję swoje własne "must have".

Nigdy nie miałam sezonowych must have`ów, raczej wymarzone na podstawie filmów/zdjęć oraz różnych innych źródeł rzeczy, których potem z uporem maniaka szukam w sklepach. Co ciekawe, ostatnio okazało się, że na fali mody na biało-czarne zestawy moja długoletnia miłość do pasków gdzieś zniknęła i teraz postanowiłam schować na dno szafy łupy z poprzednich lat, aż przestaną być modne i tak często spotykane na ulicach miast czy choćby blogach o modzie. Wtedy dopiero zacznę je nosić.

Z racji poprzedniej pracy musiałam być na bieżąco z trendami, co raczej mnie do nich zniechęcało. Przykładem jest nieprzemijająca popularność kolory seledynowego, szumnie nazywanego obecnie miętą, w którym większości Polek jest po prostu bardzo nie do twarzy i tak naprawdę nikną w tłumie pasteli. Ja - naturalna blondynka przefarbowana obecnie na rudo, ale z nadal bardzo jasną karnacją w mięcie wyglądam jakbym występowała w "The Walking Dead".
Dlatego pastele zawsze staram się podkręcać kolorem bardziej zdecydowanym, jednak w tej samej gamie.

Jednocześnie uważam, że jestem dość konserwatywna, jeśli chodzi o styl ubierania się. Wybieram klasyczne fasony, eksperymentując raczej z kolorami i tkaninami. Wciąż jest dla mnie obowiązkowe ubierać białą koszulę na egzaminy i żakiet na rozmowę o pracę, a na imprezę zaszaleć z cekinami. Bez dodatków czuję się nieubrana, zdecydowanie podzielam zdanie, że to właśnie one czynią nasze stroje kompletnymi.

Jestem przeciwniczką niedbania o siebie. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Moim zdaniem dres to strój dopuszczalny jedynie do uprawiania sportów, nawet po domu staram się nie chodzić w ubraniach, w których czuję się źle. Wolę spędzić cały dzień w piżamie niż założyć dres. Tak samo nie potrafię zrozumieć mężczyzn ignorujących istnienie mydła i uznawanie, że naturalny zapach potu przyciąga kobiety. Panowie, naprawdę nie tędy droga.
Jednocześnie nie twierdzę, że należy zawsze biegać w szpilkach i w wieczorowym makijażu, należy po prostu o siebie dbać, na tyle by nie uciekać przed własnym widokiem w lustrze.

Rzeczy, których nigdy w życiu nie założę:
- Emu/Ugg shoes
- Crocsy
- szpilki wyższe niż 15 cm
- bluzy z polaru
- dziecinne piżamy z kotami w kolorze majtkowego różu
- majtkowy róż
- creepersy
- plastikowa biżuteria w kolorach neonowych
- przymałe żakiety
- spodnie z obniżonym krokiem
- bezkształtne sukienki
- geometryczne wzory
- bluzki z bufiastymi rękawami

Rzeczy na których punkcie szaleję:
- czarne ubrania w rozsądnych ilościach naraz
- stabilne obcasy
- baleriny
- kolczyki
- czerwona szminka niekoniecznie na wieczór
- dopasowane spodnie
- spódnice wszelkiej maści
- t-shirty z fajnymi napisami
- miksowanie stylów
- ciekawe detale
- klasyczna biała koszula w stylu Mii Wallace
- połączenie granatu ze złotem
- nasycone fiolety
- kobaltowe dodatki
- kolorowe paznokcie


Rzeczy od których jestem uzależniona:
i kupuję niekontrolowanie...
- Biżuteria
- Lakiery do paznokci
- Buty
- Pomadki do ust
- bazowe bluzki





 

Template by BloggerCandy.com